poniedziałek, 2 czerwca 2014

Pomylone niebo (1)


Moja historia jest nieco zgoła debilna, wyjęta z pod prawa, może trochę mylna. Na pewno w życiu mnie zgubiła wiele razów, naprawić nie mogłam tego od razu. I za każdym razem jak patrzyłam w pustą szklankę, widziałem siebie i łez ponad miarkę. I co mogłam powiedzieć? Nic mi się nie chciało, wszystko mnie bolało. A wszystko rozpoczęte jednym dniem, jednym jedynym, niby prawdziwym, niby szczęśliwym. Szkoda, że ostatnim. A jak to się stało? Zapytać chcesz? A jesteś pewny, że tego chcesz? Zapomnisz o mnie jak skończysz czytać, to co ci powiem o moich zażyciach.
~

Weszła w fartuchu, nieco wzruszona, zatroskana i spojrzała na mnie.
- Znowu oglądasz? Może wyjdziesz na dwór? - spytała ponurym głosem.
- Nie mam ochoty,  idź sobie.
Przełożyłam jedną nogę na drugą, westchnęłam i rzuciłam okiem na okno. Padał deszcz. Lubiłam mieć go za oknem, sprawiał, że czułam się spokojna, ale uświadamiał mi jak jestem samotna. Nie mogłam ani trochę przyrównać się do deszczu. Te krople nie są same, spadają z innymi, a ja upadam sama. Przy oknie był parapet, oparłam się i zasnęłam. Więcej się nie obudziłam.

~
Znalazłam się w dziwnym miejscu. Wszędzie było słychać echo spadających kropel.
- Halo? Jest tam ktoś? - wołałam naiwnie.
Było pusto. Nikt się nie odzywał. Spostrzegłam, że mam na sobie suknie. Skąd wzięła się na mnie?
- Proszę, niech mi ktoś pomoże! - bezlitośnie krzyczałam.
Sukienka z każdym wołaniem robiła się coraz bardziej czarna. Im więcej łez, wołań tym biała suknia była czarniejsza. Przypominała barwą atrament.
- Ty! Co tak tu łazisz? - zapytał nieznajomy głos.
- Ja?! Boże! Proszę pomóż mi, nie wiem gdzie jestem.
-  Nic dziwnego, zagubioną masz duszę, ciekawe gdzie cię przydzielą.
Pogładziłam sukienkę, poprawiłam włosy i wytarłam łzy.
- Ty! Ty! Możesz mi pomóc, nie idź nigdzie.
Nieznajoma osoba zaśmiała się arogancko.
- Kim jestem aby ci pomagać? Kultury trochę, nie jesteś u siebie.
- Człowiekiem?!
- Teraz to mnie rozśmieszyłaś.
Obcy zaśmiał się ponownie, nieco bardziej kpiącym tonem i odszedł.
Gdzie ja się znalazłam? Nigdy w życiu nie widziałam takiego miejsca. Wszystko tu jest takie inne, takie nierealne. Cała okazałość tego miejsca to mnóstwo wilgoci, ciemności i pachnących kwiatów. W rogu pokoju zobaczyłam biurko a obok niego guzik. Podejść? Podeszłam, wcisnęłam i znalazłam się gdzie indziej.

~
Napotkałam pokój z mnóstwem ludzi i recepcję przy której siedziała kobieta. Akurat nie stał w kolejce do niej nikt, więc podeszłam, a ona od razu miło mnie powitała.
- Słońce drogie! Jak się nazywasz?
- Renesme Giovani. Dlaczego pani pyta?
- Śmierć lubi pytania moje drogie dziecko - oznajmiła poważnym tonem.
- Ś-ś-śmierć? - zająkałam.
- Bez obaw! Trafisz do nieba. Jak taka istotka jak ty mogłaby trafić gdzie indziej?
Zaniemówiłam. Ja-ja nie żyję? To niemożliwe! To się nie dzieje! To sen, głupi sen! Renesme obudź się głupia! Jak to się stało? Przecież ja nigdy nie zrobiłabym żadnego głupstwa. Kobieta podała mi klucz i kazała wkręcić go w któreś drzwi. Powiedziała, że tam jest mój nowy dom i, że inni powinni mnie powitać miło. Zakręciłam kluczykiem i zniknęłam z pomieszczenia.

~
Znalazłam się gdzie indziej, znowu. Uhh! Ile już drogi przeszłam? Spojrzałam w okół siebie, było pięknie, łąki, wszystko cudowne, a wśród nich krew. Zdałam sobie sprawę, że kobieta kłamała. Może to jest Niebo, ale ktoś zły je przejął. Pomylone niebo - rzekłabym gdybym mogła, bo wolę siedzieć cicho. Jeszcze mnie ktoś usłyszy.